wtorek, 16 grudnia 2014

Panorama Bourbaki - to trzeba zobaczyć!

Panorama Bourbaki to, jak sama nazwa wskazuje, panoramiczny obraz, który możecie zobaczyć w Lucernie. Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie możecie kupić bilet łączony, który obejmuje również Ogród Lodowcowy lub taki, na którym wejdziecie jedynie obejrzeć panoramę. Pojedynczy bilet dla dorosłych nabędziecie za 12 Chf.

Panorama prezentuje historię XIX wieku., upamiętnia wojnę francusko - niemiecką z roku 1870/71 i ukazuje pierwsze działania Czerwonego Krzyża. To tyle z historii z mojej strony ;) Dokładną historię panoramy możecie przeczytać TUTAJ
Musze się przyznać, że obawiałam się, że nie zrobi na mnie wielkiego wrażenia. Było inaczej. Rozpoczytając zwiedzanie panoramy najpierw czeka Was obejrzenie rewelacyjnie przygotowanej prezentacji multimedialnej dostępnej w trzech językach i wersji niemal kinowej.
Później możecie zobaczyć świetnie przygotowane instalacje. Możecie je podziwiać zza szyby na ich wysokości oraz z góry, gdy będziecie już oglądać sam obraz.







Nie będę się dziś rozpisywać, bo wszystko możecie zobaczyć w filmie promocyjnym TUTAJ :)

Jeśli będziecie zwiedzać Lucernę to koniecznie wstąpcie do tego miejsca. Tak jak we Wrocławiu każdy powinien zobaczyć Panoramę Racławicką, tak tutaj nie można przegapić Panoramy Bourbaki :)

Zapraszam Was na pierwszą część artykułu TUTAJ


Oficjalna strona TUTAJ


Bilety znajdziecie TUTAJ


A informacje o godzinach otwarcia są TUTAJ


Po więcej zdjęć zapraszam Was na fejsbukowego fajnpejdża, o TU

niedziela, 14 grudnia 2014

Gletschergarten - 20mln lat ciekawej historii w jednym miejscu :)

Pamiętam jak kilka miesięcy temu napisałam na forum Polaków w Szwajcarii, że planuję się wybrać do Ogrodu Lodowcowego. Sporo osób odradzało mi to miejsce pisząc, że jest nudne i może zainteresować tylko kogoś, kogo fascynuje archeologia i stare kamienie.

Nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła tego sprawdzić. Spakowałam aparat oraz parasolkę i wybrałam się do Lucerny. Niestety mimo tego, że był sierpień i dość ciepły dzień to co chwilę padał deszcz.

Jeśli tak jak ja, wybierzecie się do Lucerny pociągiem a później będziecie chcieli korzystać z google maps, żeby znaleźć drogę do ogrodu to od razu Wam powiem, że to bardzo kiepski pomysł. Mapy pokazywały mi zupełnie inne miejsce, mieszczące się na sporym wzgórzu, do którego prowadziło mnóstwo schodów. W ten deszczowy dzień dodatkowym wyzwaniem było nie zabić się na tych śliskich od wody i mchu schodach  ;)

Wejście do ogrodu znajduje się w parku, w którym możemy podziwiać słynny Löwendenkmal (Pomnik Lwa - Pomnik Szwajcarskich Gwardzistów). Usytuowany na ogromnej ścianie z piaskowca robi naprawdę duże wrażenie. Pomnik przedstawia przebitego włócznią, umierającego lwa, nad którym widnieje napis “Helvetiorum Fidei ac Virtuti”, oznaczający lojalność i odwagę Szwajcarów. Pomnik ma upamiętnić szwajcarskich gwardzistów, którzy polegli w 1792 roku podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.


Bilety dla dorosłych kosztują 15 Chf. Warto wziąć bilet łączony, na który możemy zwiedzić również Panoramrę Bourbaki. Taki bilet kosztuje 22 Chf. i nazywa się LION-Pass. Ja wybrałam właśnie tę opcje dla moich rodziców a sama weszłam za darmo korzystając z mojej karty, z Raiffeisen Banku :) Jeszcze jedna miła niespodzianka - przy wejściu dostaniecie broszurkę z dokładnym opisem poszczególnych elementów ogrodu po polsku! :)

Obiekt jest podzielony na trzy części. Ogród lodowcowy, Muzeum Lodowcowe mieszczące się w domu Josefa Amrein-Trollera oraz labirynt luster.


To właśnie Josef Amrein-Troller podczas tworzenia swojej winnej piwniczki odkrył formy powstałe w wyniku działania lodowca. Od 1873 roku są udostępnione dla zwiedzających.

Ja się na tym kompletnie nie znam i przyznam, że opisy niewiele mi mówiły, ale widok ogromnych dziur w ziemi robił wrażenie ;) Poniżej macie porównanie do moich rodziców stojących przy barierce na krawędzi jednej z nich.



Dalej już było tylko ciekawiej. W Muzeum Lodowcowym zobaczycie mnóstwo makiet, map, kości oraz muszli. Możecie zatrzymać się przy prezentacjach multimedialnych czy gablotach z minerałami.




Muzeum Lodowcowe to nie tylko geologiczne eksponaty. Możecie również przyjrzeć się pięknym zabytkowym wnętrzom, w tym gabinetowi samego Josefa Amrein-Trollera.



Po wyjściu z muzeum możemy na tarasie wypić dobrą kawę i udać się dalej na zwiedzanie kolejnej części ogrodu. Znajdziemy tam rekonstrukcję alpejskiej chaty z XIX wieku z widokiem na lodowiec Gorner, wykonanym 1896 roku.


Po drodze spotkamy też kilka pracujących krasnoludków ;) A ze szczytu możemy podziwiać miasto i jeśli dopisze pogoda to piękny widok na Alpy. Jak widzicie, ja nie miałam najlepszej pogody, ale widoki i tak były przednie! :)



Na koniec zostawiłam najzabawniejszą część - Labirynt luster. Łatwo go przegapić, bo wejście jest schowane w bocznej części budynku. Do labiryntu prowadzą magiczne lustra, przy których wszyscy mieli niezły ubaw :) Widziałam siebie w wersji bardzo chudej, grubej, niskiej, wysokiej… I ze śmiesznie krótkimi nogami :))


Labirynt robił ogromne wrażenie. Pierwszy raz czułam się naprawdę zagubiona. Nie wiedziałam gdzie iść i kilka razy weszłam w lustro ;) Polecam patrzeć na podłogę, trudniej się nabrać ;)


Jak widzicie w Gletschergarten jest tak dużo rzeczy, które warto zobaczyć, że z pewnością mogę polecić Wam to miejsce :)

Po zwiedzeniu ogrodu udaliśmy się zobaczyć Panoramę Bourbaki. Napiszę Wam o tym kilka słów we wtorek :)

***

Oficjalna strona Gletschergarten jest TUTAJ

Godziny otwarcia znajdziecie TUTAJ

Informację o cenach biletów znajdziecie TUTAJ

A po więcej zdjęć zapraszam na fejsbukowego fanpejdża, o TU :)

środa, 10 grudnia 2014

Zamek Kyburg - a mogło być tak pięknie! :)

Dzisiejszego chłodnego, grudniowego wieczoru zabieram Was w słoneczny dzień, jeden z ładniejszych dni sierpnia tego roku, żeby pokazać Wam Kyburg. W zapowiedzi wspomniałam, że nie będzie przejmnie. Cóż, nie do końca ;)

Opinie o Kyburgu są mocno podzielone. Jedni się zachwycają zamkiem i widokami, polecają się tam wybrać osobiście. Inni, na moje stwierdzenie, że wybieram się tam na małą wycieczkę, mówili mi “ale po co Ty tam jedziesz, przecież tam nie jest fajnie”. Postanowiłam się przekonać na własnej skórze. Skorzystałam z okazji, że odwiedzają mnie rodzice i w jedno luźniejsze popołudnie wybraliśmy się zobaczyć zamek i eksponaty.



Okolica jest przepiękna i nie mogę na nią powiedzieć złego słowa. Wspaniałe domki pod zamkiem, zielono i świeżo. A sam zamek, gdy wyłania się z tej zieleni to robi naprawdę dobre wrażenie.



Dopiero, gdy wdrapałam się na dziedziniec i trafiłam do kasy to zaczęło się robić nieprzyjemnie. Rozumiem, że każdy może mieć gorszy dzień. Rozumiem, że nie zawsze mamy dobry humor. Naprawdę rozumiem wiele. W końcu często sama pracuję w muzealnej kasie :) Jednak to co spotkało mnie na wejściu popsuło mi humor i sprawiło, że zamek od razu wydał mi się bardziej szary.

Pani w kasie najpierw z kimś gawędziła i zajmowała się pierdołami. Dopiero, gdy delikatnie przeprosiłam i powiedziałam, że chciałabym kupić bilety to odwróciła się w moją stronę po drodze przewracając oczami. Poprosiłam o 2 bilety i okazałam kartę z Raiffeisen Banku zamiast trzeciego biletu. Pani wydała mi 3 bilety a na moje “Przepraszam, prosiłam tylko o dwa” skrzywiła się i powiedziała pod nosem, że "to trzeba głośniej mówić". Ja pomyślałam tylko, że to trzeba uważniej słuchać a nie obsługując kontynuować rozmowę z koleżanką. Na moje pytanie o foldery lub oprowadzania tylko machnęła ręką w stronę broszurek. Wzięłam je jak najszybciej i ewakuowałam się z kasy.

Stanęłam na dziedzińcu i wypatrywałam strony, w którą powinnam się udać. Nie zauważyłam żadnych tablic ani strzałek, więc jak baranek pomknęłam za resztą zwiedzających. Po chwili okazało się, że zwiedzamy zamek “od tyłu”... Na szczęście nie było porywającej liczby gości, więc darowaliśmy sobie szukanie odpowiedniego wejścia i uznaliśmy, że będziemy szli po strzałkach w drugą stronę.

Co do eksponatów to nie ma zastrzeżeń, bo i jakie? :) Zawsze ciekawią mnie przedmioty codziennego użytku, których tutaj mogłam zobaczyć sporo. Szczególnie moją uwagę zwróciły stare, naprawdę pięknie zdobione piece i klimatyczna kuchnia.




W jednym z pokojów “ni z gruszki, ni z pietruszki” obok starych krzeseł i szaf możemy zobaczyć Żelazną dziewicę. Lubię takie eksponaty, zawsze wzbudzają jakąś lekko ‘chorą’ ludzką ciekawość ;) Niestety kyburska Żelazna Dziewica nie jest wyrobem oryginalnym, średniowiecznym, na co wskazuje jej “wzrost” oraz materiał, z którego jest wykonana. Byłaby zdatna do użytku jedynie dla ludzi mierzących ponad 2 metry wzrostu ;)



Tak naprawdę tym co zniechęciło mnie i moich rodziców do tego zamku to… zapach. Stary, średniowieczny zamek nie będzie pachniał fiołkami, mam tego świadomość ;) Ale wszeobecny zapach brudnej wiloci mocno mi przeszkadzał. Zaglądając do Sali Rycerskiej myślałam, że zemdleję od tego zapachu… Wyszłam szybciej niż weszłam…

Bardzo podobało mi się za to pomysł z zapachową zagadką przy wejściu (a moim wyjściu, pamiętajcie, że zaczęłam zwiedzanie od wyjścia ;) ). Wąchacie i zgadujecie co to za przyprawa, rozwiązanie możecie sprawdzić tuż obok. Zastanawiam się tylko jak często zmieniane są te przyprawy i czyszczone pojemniczki, bo jeśli to stoi tam latami to nie chcę wiedzieć co miałam wtedy w nosie :P

Prócz “atrakcji”, które opisałam czeka Was tam też sprawdzenie siły fizycznej i to nie tylko wchodząc na wieżę ;) A zdecydowanie moim ulubionym punktem wycieczki do Kyburga były widoki. Między innymi widok na ogórd, który mnie zachwycił. Nie swoim wyglądam, widziałąm bowiem ładniejsze. Po zejściu do ogrodu okazało się, że rosną tam warzywa a nie kwiaty i to mnie tak urzekło. Wcześniej się z czymś takim nie spotkałam a lubię jak mnie coś zaskakuje :)



Wiem, że wiele z Was może się nie zgadzać z tym co napisałam. Musicie pamiętać, że zamieszczam tu moje subiektywne odczucia, które nie zawsze będą pozytywne.

Jeśli byliście w Kyburgu to koniecznie napiszcie jak Wam się podobało.

A jeśli nie byliście to jedźcie i przekonajcie się na własnej skórze jak tam jest :) I dajcie mi znać czy nadal tam tak źle pachnie :P Może ja źle trafiłam? ;)

***

Zapraszam na oficjalną stronę Muzeum Zamku Kyburg TUTAJ

Informacje o cenach biletów i godzinach otwarcia znajdziecie TUTAJ

Po więcej zdjęć zapraszam na fejsbukowego fanpejdża, o TUTAJ :)

niedziela, 7 grudnia 2014

“100 Years of Swiss Design” - wystawa w Muzeum Wzornictwa w Zurychu

Dzisiaj wybrałam się do Museum für Gestaltung (Muzeum wzornictwa) w Zurychu. Mając na uwadze, że niedawno jadąc na Limmatplatz mijałam przystanek o nazwie “Museum für Gestaltung” nie sprawdzałam adresu. I psikus! Gruntowny remont, adres zmieniony, proszę jechać dalej. Także, moi drodzy, jak będziecie się wybierać na wystawę “100 Years of Swiss Design” to wstrzymajcie się z wysiadaniem na tym przystanku. Jadąc “czwórką” (w kierunku Altstetten) wysiądźcie dopiero na Toni-Areal a wtedy wylądujecie pod samym muzeum.  

W tym miejscu, posiadacze kart z “plusem” z Raiffeisen Banku mogą się uśmiechnąć :) Wstęp mamy GRATIS. Pozostali muszą zapłacić 12 Chf. (ze zniżką 8 Chf., a dzieci po 12 r.ż. mają wstęp za darmo)



Już na wstępnie pozytywne zaskoczenie! Szafki na rzeczy prywatne. Jak najszybciej zajęłam sobie szafeczkę z numerem 1 i pozbyłam się torby oraz płaszcza. Tylko kobiety potrafią zrozumieć moją radość, panowie noszący portfele w tylnej kieszeni pewnie nie docenią tego dobra ;) Swoją drogą, całą wystawę nosiłam telefon w kieszeni na pupie. Panowie, jest Wam tak wygodnie, serio? ;)

A wracając do tematu… Pomieszczenie, w którym była wystawa okazało się wielką halą przedzieloną ściankami stworzonymi na potrzebę wystawy. Sekcje, podzielone dekadami i tematami uświadomiły mi w jak dziwną i nie do końca zrozumiałą stronę poszedł ten świat. Od krzeseł, które wyglądały jak krzesła… Przeszłam do dziwnych kształtów i stolika z kurzymi (?) stópkami…



Prócz zupełnie nieznanych mi rzeczy pojawiły się też takie, które widuję na co dzień. Torby FREITAG no i słynny zegar z SBB.




Było sporo do poczytania i obejrzenia,. Niestety jeden ekran był zepsuty i wyświetlał tylko komunikat o błędzie. Przyznam, że myślałam, że to jakaś sztuczka i chwilę przy nim stałam z nadzieją, że zaraz coś się zmieni ;)



Na dłużej zatrzymałam się dopiero przy lustrach! Pomijając moją próżność i fakt, że mogłam zobaczyć swoje odbicie w dziesiątkach wielokątów to zrobiły na mnie naprawdę fajne wrażenie. Szkoda, że nie mam w domu miejsca, aby zamontować takie wielkie cudo!




Na dłużej stanęłam też przy telefonach. Były piękne! Mnóstwo modeli, których nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Stare, nowsze, czarne, bardzo kolorowe… Chyba każdy zatrzymywał się, żeby się przyjrzeć i zrobić zdjęcie.




Kolejną gablotą, przy której spędziłam dobre 15 minut była ta, w które wisiały rewelacyjne, kolorowe krawaty, torby FREITAG i zegarki. I to te ostatnie skradły mi tyle czasu. Jeden ciekawszy od drugiego - proste, artystyczne, z kreskówkami… Moje ulubione to zdecydowanie te “kulinarne”, zresztą sami zobaczcie! Kto by nie chciał mieć paprykowego zegarka?! ;)




Na wystawie zobaczycie wiele innych ciekawych rzeczy - mebli, zabawek, porcelany a nawet sprzętu AGD. Na stronie muzeum jest informacja, że wystawa została stworzona z 800 eksponatów. Czy Was zainteresują, musicie zdecydować sami.

***

Zajrzyjcie na stronę http://www.museum-gestaltung.ch/

Godziny otwarcia muzeum znajdziecie TUTAJ

A po więcej zdjęć zapraszam do GALERII



P.S. Jadąc na wystawę nie wystraszcie się okolicy ;) Jest mocno idustrialna i dość brudna… Nie wiem czy przegapiłam duży wiatr czy ktoś mocno narozrabiał, ale pod wiaduktem, obok muzeum, dosłownie, latały rowery… ;)

czwartek, 4 grudnia 2014

"Go, Billy! Go!" :) - Billy Idol na dwóch koncertach w Szwajcarii.

Pamiętam jak dziś, jak rozmawiałam z moim partnerem i żaliłam się na to, że są muzycy, który pewnie nigdy nie zobaczę a BARDZO bym chciała… Marudziłam też o Billy’m Idolu. I wtedy pojawiła się informacja! Billy wystąpi w Z7, w Pratteln! Nie dość, że przyjeżdża to jeszcze gra w moim ulubionym klubie :) Radości nie było końca. Jak się okazało nie tylko mojej, bo bilety wyprzedały się w błyskawicznym tempie a organizatorzy zdecydowali, że Idol wystąpi na plenerowej scenie i wypuścili dodatkową pulę biletów.


Billy Idol to żywa legenda. Naprawdę nazywa się William Michael Albert Broad i pochodzi z Wielkiej Brytanii. Karierę rozpoczął zakładając grupę Generation X w roku 1976, z którą pierwszą płytę wydał dwa lata później. Po przeniesieniu się do USA rozpoczął karierę solową, nagrywając z gitarzystą Steve'm Stevensem. Odnieśli wielki sukces w Stanach Zjednoczonych i z pewnością zasługują na miano legend post-punka i nowej fali lat osiemdziesiątych. Z wielkim powodzeniem grają dla tysięcy ludzi do dzisiaj.

21 października 2014 wydał nową płytę "Kings & Queens of the Underground", ale promocję zaczął znacznie wcześniej. Czerwcowy koncert rozpoczął od rewelacyjnego “Postcards from the Past”.



Później było już tylko lepiej. Zagrał mnóstwo znanych i lubianych utworów, między innymi “Dancing with Myself” czy “Ready Steady Go” nagrane jeszcze z Generation X na początku kariery. Ze sceny zabrzmiał też mistrzowsko zrobiony cover Doorsów “L.A. Woman”, w którym Billy, ku uciesze zgromadzonych fanów śpiewał “Switzerland Woman” :) W Lucernie zrobił tak samo. Dowód? Proszę bardzo! :)


Całą setlistę możecie zobaczyć TUTAJ



Muszę przyznać, że nie wiedziałam czego się spodziewać po tym koncercie. Opinie były różne. Moja jest BARDZO pozytywna. Uwielbiam Billy’ego i pewnie wybaczyłabym mu potknięcia, ale zupełnie nie mam się do czego przyczepić. I powiem Wam, że to nie tylko moje zdanie. Mój partner nie był przekonany do tego koncertu a kiedy 3 miesiące później przeczytał informację, że Billy zagra ponownie 22 listopada, tym razem w Lucernie, to od razu kupił bilety i oznajmił mi, że chętnie zobaczy Idola jeszcze raz!



Na listopadowym koncercie pojawiło się więcej utworów z nowej płyty. Między innymi “Can’t Break Me Down”. Co ciekawe, w teledysku do tego utworu wystąpiła nasza polska Iza Miko :)

Całą setlistę możecie zobaczyć TUTAJ
(nie dodano setlisty z Lucerny, ale zapewniam, że była taka sama jak w Norymberdze)



Tym razem koncert nie obył się bez małych wpadek. Kilka razy padł mikrofon, ale to nie przeszkodziło Billy’emu w śpiewaniu i strojeniu min. Te przerwy były tak krótkie, że ludzie, śpiewając wraz z Idolem zdawali się ich nawet nie zauważać. A śpiewali głośno! Zwłaszcza, kiedy Billy zdjął koszulkę i zaśpiewał “Rebel Yell”!



Messe Luzern ma naprawdę sporą halę, organizatorzy przedzielili ją na pół płachtą (ścianą?), dzięki czemu było dość “przytulnie” i miejsca pod sceną nie świeciły pustkami. Po drugiej stronie można było kupić niezbyt smaczne piwo z wiewiórką (Eichhof) i tradycyjnie, po szwajcarsku… Precle ;) Nie wiem co oni mają z tym jedzeniem na koncertach. Tutaj standardem jest trzymać na koncercie w jednej ręce piwo a w drugiej kiełbasę. Powszechne jest również rozdawanie przed wejściem na koncert zatyczek do uszu… Rozumiem wszystko, nawet tę kiełbasę, ale zatyczki? ;) Wiem, że chronią nasze uszy, ale ja im mówię stanowcze NIE! I zawsze mam radość, gdy na koncercie widzę mrocznego, wielkiego Pana Metala z różowymi koreczkmi w uszach :D

Niestety nie wzięłam na ten koncert aparatu i robiłam zdjęcia jedynie komórką. Efekt?... Buuu…


Dlatego pozwoliłam sobie “pożyczyć” zdjęcia ze strony http://liveit.ch/ :)





***

Na koniec chciałabym się z Wami podzielić pewną stroną z facabooka, którą warto polubić, aby wyrazić swój sprzeciw wobec likwidacji ośrodków kulturalnych na rzecz, w tym wypadku, Centrum Handlowego!

Konzertfabrik Z7 (Pratteln) ma problem. Już od jakiegoś czasu cały teren obok klubu jest rozkopany i budują na nim OBI. Właściciel Z7 wyraźnie podkreśla w wywiadach, że współistnienie tych dwóch instytucji jest niemożliwe.



Dlatego zapraszam Was do przeczytania szczegółów na temat aktualnej sytuacji Konzertfabrik Z7 TUTAJ i poparcia jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego klubu koncertowego w Szwajcarii.

Polecam Wam również oficjalną stronę Z7 - http://www.z-7.ch/

Dzięki za uwagę i do zobaczenia wkrótce!



AMP

OBEJRZYJ KONIECZNIE! :-)

Przeczytaj również: