wtorek, 13 października 2015

Rzeczy, do których nie mogę się przyzwyczaić w moim kraju! | Szwajcaria

...No... Moim drugim kraju. Choć Szwajcaria chyba nigdy nie będzie tak całkiem "moja" i bliska mi jak nasza Polska :-) 

Dzisiaj zapraszam Was na nietypowy jak na tematykę tego bloga wpis, który będzie dotyczył mojego życia w Szwajcarii... A dokładnie tego, do czego nie mogę się w tym kraju przyzwyczaić. Wpis powstał w ramach współpracy z Klubem Polki na Obczyźnie, który zrzesza wspaniałe kobiety z całego świata, które blogują o swoim życiu za granicą, modzie i urodzie, kuchni, dzieciach i wielu innych, interesujących rzeczach. 

Nie będę owijać w bawełnę! Pomimo ponad 4 lat spędzonych w tym kraju są rzeczy, do których wciąż nie umiem przywyknąć. Jakie? Zobaczcie sami i potraktujcie to z przymrużeniem oka. Ja naprawdę lubię tu mieszkać :-)

SOBOTA

22:00

Wybraliśmy się dziś na koncert! Jest naprawdę świetnie! Zespół gra bardzo dobrze, piwo w barze nawet nie jest takie złe, wszędzie są skaczący ludzie, krzyki, śpiewy dookoła... A nie, czekaj, przecież jesteśmy w Szwajcarii! Piwo i kiełbasa w ręku, a do tego może ktoś czasem krzyknie nazwę zespołu i to będzie najbardziej szalona rzecz, jaką uda nam się dziś zobaczyć. No, prócz wielkiego mrocznego metala z różowymi koreczkami w uszach ;-) Nie, żebym nie lubiła koloru różowego, a i o słuch dbać warto, ale czy już nie mogli rozdawać korków w bardziej męskim i mrocznym kolorze? Pójdę pod scenę, żeby lepiej widzieć. To niesamowite, że nikt tu na mnie nie krzyczy, gdy przepycham się do pierwszego rzędu. Halo, śpicie? Impreza jest!


24:00

Późno juz, jak wrócimy do domu to idę spać, ale najpierw się wykąpie. Jak to nie mogę? Dopiero będzie 1.00 w nocy! Jest sobota, może nikt nie zauważy... Jak można zakazać kąpieli po 22.00?! A co z tymi, którzy pracują do późna i muszą się po pracy wykąpać, też czekają do rana?... Nie... Mamy wyrozumiałych sąsiadów i zakaz jest tylko na papierku :-)

NIEDZIELA

9:00

O nie! Co się dzieje! Głowa pęka, ciężko podnieść się z łóżka. Może zamknę okno, ale to chyba niewiele da... 9.00 rano a tu jakieś straszne hałasy! Ach... Dzwony... Nigdy do tych porannych hałasów nie przywyknę! To są uroki mieszkania w dolinie w miasteczku, nad którym górują dwa kościoły, które uparcie wołają na niedzielną mszę od rana... Ale żeby 15 minut dzwonić?... Dajcie się ludziom wyspać choć w niedziele!


10:00

Zaplanowalam na dzisiaj pyszny obiad, a zakupy zrobiłam już w piątek, żeby całą sobotę mieć dla siebie, trochę posprzątać, a wieczór spędzić na koncercie. Obudzona przez dzwony dzisiaj rano zamarynowałam mięso, przygotowałam dodatki i schowałam wino do lodówki, żeby się schodziło do czasu podania obiadu. Pobawiłam się z kotem, poszłam na spacer, a po powrocie zamknęłam się w kuchni w celu dokończenia mojego idealnego dania. Nie! Nie ma śmietany! Jak ja teraz zrobię naszą polską mizerię? W lodówce mam tylko jogurt grecki i turecki ajran a to nijak ma się do polskich ogórków ze śmietaną. Skoczę do sklepu i zaraz będzie mizeria pierwsza klasa! A nie, znowu zapomniałam... Tutaj wszystko jest w niedziele zamknięte... Może przekonam Pawła, żeby podjechał po śmietanę na dworzec, albo na lotnisko...

14:00

Jedziemy na wycieczkę! Na wieś, na łono natury... Posłuchamy śpiewu ptaków i szczekania psów. Po 2 godzinach jazdy, bo przecież nie można szybciej, gdyż wszyscy jeżdżą tu super przepisowo, dotarliśmy na miejsce. Nic nie szczeka? Gdzie są wszystkie psy w Szwajcarii? Dlaczego mój kot jest głośniejszy od psów w tym kraju?


19:00

Wycieczka się udała to teraz możemy pójść na jakąś dobrą kolację. Mam ochotę na makaron, więc zamawiam "makaron dnia"! Będzie dobry, może z serem szwajcarskim mi go podadzą? Poproszę solidną porcję a do tego szwajcarskie wino! A co to? W moim makaronie coś jest... Sos serowy... Cebulka... Hmm... Brzoskwinie?... Ziemniaki?! Jakaś wariacja na temat Älpler Magronen... Ziemniaki z sosem serowym, cebulą i musem jabłkowym nauczyłam się jeść, ale te brzoskwinie to już dla mnie chyba za dużo... Spróbujmy wina, to już chyba nasze piąte lub szóste ze szwajcarskiej winnicy. Dobre? Ehh... Nigdy się nie nauczę, że szwajcarskie wina nie są w moim guście... Raz jeden jedyny trafiłam na smaczne i od tamtej pory wciąż liczę na powtórkę tego farta, a tu nic... Jedziemy do domu. Pora spać, aby jutro rano obudzić się wypoczętym i znów zdziwić się w pociągu, że nikt nie ustępuje miejsca starszym... ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

OBEJRZYJ KONIECZNIE! :-)

Przeczytaj również: